piątek, 13 czerwca 2014

lekkie babeczki pełne czarnych porzeczek i kwiatów dzikiego bzu.

  delikatnie w dwóch smukłych  i eleganckich naczyniach, porcelanową łyżką ze starej miśnieńskiej porcelany (to akurat fantazja narratora pasująca do kontekstu wypowiedzi) wymieszałam składniki mokre - dwa cudownie świeże jajeczka, pół szklanki rozpuszczonego wiejskiego pachnącego masła, półtora szklanki kefiru białego jak śnieg, smacznego jak lato.... oraz składniki suche - mąka lekka jak puch w ilości półtora szklanki - filiżanki z porcelany chodzieskiej (cudze chwalicie, swego nie znacie...) pół szklanki cukru, dwa większe naparsteczki proszku do pieczenia. 
W trzeciej,  najładniejszej misce połączyłam delikatnie składniki i umaiłam całość (odpowiednik słowa ozdobiłam?) świeżo zebranymi owocami czarnej porzeczki - pachnącej i dojrzałej z dodatkiem odciętych z szypułek kwiatów dzikiego bzu......
20 minut 200 stopni..

zostało tylko wspomnienie tego smaku... i ta opowieść...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz