sobota, 1 marca 2014

Bezy


 

Wyszły, wyszły. zawsze wychodzą. 
zdradzę mój przepis. ale i tak najlepsze są zawsze u mnie;)
dwa białka, pół  szklanki cukru pół łyżki octu.

to przepis podstawowy - w zależności od liczby białek, proporcjonalnie zwiększamy udział pozostałych składników.  ubijamy dłuuugo, dłuuugo. Tak długo, aż podjadana ukradkiem masa nie ma żadnych wyczuwalnych grudek cukru. Pamiętam z fizyki, że mieszanie nie przyspiesza procesu rozpuszczania się składników stałych, a jedynie bardziej równomiernie rozprowadza rozpuszczaną substancję w płynie. tak? tak panowie fizycy??? to wrzućcie do miski białka, dodajcie cukru i poczekajcie, aż zrobią się bezy.. naukowcy.. fantaści.. no ale wracając do tematu: 
Później nakładamy masę na blaszkę - motywy dowolne- wyciskane, nakładane, układane, motywy liściaste, kwiatowe, futurystyczne. Nieważne. Ludziska zjedzą wszystko... Termoobieg. około 110 stopni i dużo czasu. Nie wiem ile. zwykle po godzinie wyciągam jedną bezę z piekarnika i zjadam... jak za bardzo ciągutkowa, czekam 10 minut i wyciągam kolejną. to właśnie przywilej kucharzenia po wiesniakowsku. smakowanie, testowanie, objadanie się bezami. Szczęśliwi szanowni kucharze będziecie na pewno wtedy, gdy więcej czasu bezy będą potrzebowały... co w brzuchu, to moje;) Czego i wam życzę. smacznego!



5 komentarzy:

  1. A wyjdą, jak nie mam termoobiegu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. Górny i dolny piekarnik. Temperatura 100. Ale wtedy tylko jedna blaszka na środek:( nie możesz jednocześnie upiec dwóch albo trzech:)

    OdpowiedzUsuń
  3. wysylka do Europy przewidziana?? :-))))

    OdpowiedzUsuń
  4. osobisty dowóz Marto, osobisty
    i oczywiście zaproszenie do Wieśniakowa na bezy!

    OdpowiedzUsuń