delikatnie w dwóch smukłych i eleganckich naczyniach, porcelanową łyżką ze starej miśnieńskiej porcelany (to akurat fantazja narratora pasująca do kontekstu wypowiedzi) wymieszałam składniki mokre - dwa cudownie świeże jajeczka, pół szklanki rozpuszczonego wiejskiego pachnącego masła, półtora szklanki kefiru białego jak śnieg, smacznego jak lato.... oraz składniki suche - mąka lekka jak puch w ilości półtora szklanki - filiżanki z porcelany chodzieskiej (cudze chwalicie, swego nie znacie...) pół szklanki cukru, dwa większe naparsteczki proszku do pieczenia.
W trzeciej, najładniejszej misce połączyłam delikatnie składniki i umaiłam całość (odpowiednik słowa ozdobiłam?) świeżo zebranymi owocami czarnej porzeczki - pachnącej i dojrzałej z dodatkiem odciętych z szypułek kwiatów dzikiego bzu......
20 minut 200 stopni..
zostało tylko wspomnienie tego smaku... i ta opowieść...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz