Nie wiem, czy dobrze widać. Ale przed Państwem konsekwentnie, starannie i drobiazgowo wydziobywane ziarenka słoneczników. Na górnym zdjęciu widać jeszcze jedzonko.. na dolnym -kołyszące się na wietrze puste prawie głowy słoneczników. Szczególnie radosny jest widok ptaszarni, która drałując skrzydełkami w powietrzy jak koliber wydziobuje ziarenko - a potem siada na szczycie łodygi, żeby starannie obrać nasionko ze skorupki i pustą łuskę wyrzucić na nasz taras. Zasadniczo - ptaki były pierwsze... zanim my pomyśleliśmy o zbieraniu nasion słoneczników na obsadzenia w przyszłym roku, ptaki uraczyły się dobrem. Zanim my w końcu znaleźliśmy czas na zbieranie dzikiego bzu - nie było co zbierać. Skąd one wiedzą, KIEDY trzeba wydziobać, podziobać, przedziobać i nadziobać wszystko, co potencjalnie interesujące dla nas?
Kiedy naturalne jedzenie się skończy, zamierzamy zawiesić ptakom kule z ziaren, słoninkę dla sikorek... Obawiamy się tylko, że biorąc pod uwagę, jaka liczba ptaków umiłowała Wieśniakowo tak, jak my-będziemy słoninę kupować w kilogramach... a ziarno w kwintalach...
Oj ptaszki niebiańskie - będziecie musiały nam się wywdzięczyć. Oczekujemy ptasich śpiewów, trelów i gwizdów od wczesnego rana do późnej nocy..
COŚ ZA COŚ w końcu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz